Jesteśmy w Cabana, zatrzymuję się i czekam na kolegów aby zrobić zdjęcia.
Nagle z bocznej drogi wypadają dwaj motocykliści na enduro.
Zatrzymują się na nasz widok, gaszą maszyny, ściągają kaski, gęby roześmiane, euforia spotkania.
Powitanie, padają pytania czy mówimy po angielsku i skąd jesteśmy?
- My z PL a Wy?
- Szwajcaria.
- Z Polski? Od kiedy w Rumunii i co robicie tymi weteranami w górach?
- To samo co Wy.
- "Are you crazy?"
Wszyscy w śmiech

Po wymianie tych informacji nadjeżdża więcej "Helwetów" również zdumionych obecnością weteranów w tym miejscu.
- Wiecie gdzie się pchacie?
- Wiemy
- Ale tam są przerąbane drogi. Dziury, stromizny, wyboje.
- Trudne też są w druga stronę
i znowu śmiech.
Rozmowa toczyła się dalej ale jej już nie słuchałem bo Grzesiek jako jedyny złapał zasięg w telefonie więc skwapliwie z tego skorzystałem i puściłem esemesa.
Cieszą się oni, cieszymy my. Chyba WOjtek wymienia się kontaktami.
Jeden z nich mówi mnie i Grześkowi, że ma kolegę posiadającego Awo-Simsona i znają te motocykle
ale musi zrobić naszym fotkę bo kumpel nie uwierzy, że takie spotkał w rumuńskich górach.
Oglądam ich maszyny. Są bez większych bagaży. Wychodzi na to, że oni jadą na pusto czyli wnioskuję,
że prawdopodobnie od hotelu do hotelu i jeśli dobrze ich zrozumiałem to mają wóz techniczny czyli transport z i do Szwajcarii.
Czyli kolejne potwierdzenie na powyższy opis makowca przedstawiający inny sposób na wypady zagraniczne.
W sumie gdy się ma mało czasu a kraj odległy... ważne żeby jeździć.
Endurowcy jadą dalej.
Zwierzak wpada na ciekawy pomysł na kolację na dzień dzisiejszy.
Wokół prócz bydła i owiec pasą się kozy. Kupimy małe koźlątko, Zwierzak je spęta, będzie wiózł w koszu i na wieczór zaszlachtuje.
Najmłodsi czyli Stasiek i Wiktor robię trochę przerażone oczy, niektórzy dziwnie się zniesmaczyli.
Zwierzak idzie pogadać z Rumunem, który wyszedł zaciekawiony obecnością tylu motocykli.
Trochę po rosyjsku, trochę na migi próbuje ubić interes. Jednak dostaje odmowę.
Kozy mleczne a wśród koźlątek nie ma capka więc samice też do odchowania i na mleko a nie na sprzedaż.
Nici z pieczystego... niektórzy zasmuceni, inni odetchnęli z ulgą

Jakby mięso na talerzu miało być skąd? No, ze sklepu
