Kolejny dzień. Może raczej noc, bo było po godz. 2. Padający już od 6 godzin deszcz stawał się w co raz intensywniejszy. O zmęczeniu kości, mięśni i wytrzeszczonych oczach raczej nie będę pisał. Niestety kolega, który miał 12v CDI i super matowy odblask jakoś nie chciał pociągnąć zmiany... Ostatecznie wjechaliśmy do lasu na taką piękną, super obozową, kamienistą drogę i rozbiliśmy namiot. Praktycznie innej możliwości nie było, bo wszędzie były tylko jakieś przepaście. We wcześniejszych planach, za względów higienicznych zakładaliśmy, że obóz rozbijamy tylko nad rzeką. Niestety rzek było jak na lekarstwo, a co gorzej tam nie są one nocą podświetlone. W namiocie zapanował taki klimat, że mogliśmy błyskawicznie zejść z tego padołu. Na całe szczęście namiot miał 2 wejścia, więc po częściowym odsunięci wpadało trochę tlenu. Łukasz zaciągnął się kilka razy i już spał. Niestety moje problemy miały się dopiero rozpocząć. Karimata nie chciała wygładzić kamoli. Ale brzuch jest miękki i można do niego coś dopasować. Już prawie usypiałem, gdy przy namiocie zaczął buszować jakiś zwierz. Obudzony Łukasz jako rasowy myśliwy uznał, że to kuna i zamiast fachowo przetłumaczyć jej, żeby sobie poszła gdzieś indziej szukać bardziej zjadliwych jajek, to ponownie zasnął. Ja musiałem przejąć obowiązki strażnika obozowiska, a zwłaszcza instalacji elektrycznych w naszych AWO, bo przecież w TV mówili, że w samochodach to tną całe instalacje.. Metody stosowałem różne od trzaskania po namiocie po rozwścieczonego Pitbula . Wszystko działało średnio ok. 15 min. Tak ciekawie minęła cała noc. Wschód słońca powitałem z wielką radością. Niestety po jeździe w deszczu z podniesioną szybą miałem zatkany nos, a z braku snu wszystko szumiało i kołowało. Nasza poranne toalety wyglądały bardzo odmiennie. Łukasz wykombinował sobie prawie prysznic, a ja poszedłem boso na spacerek. Mycie stopek na rosie jest proste, ale przy wyższych partiach należy już trochę znać zielska, co by "pana" nie pokolić lub nie poparzyć. Po plum...plum zaczęliśmy pakowanie i tu pełne zaskoczenie. Ten nocny gad zakosił mi 2 gumki od karimaty, które nocą wisiały na kierownicy. Po kilku łykach ciemnego paskudnie słodkiego płynu ruszyliśmy dalej. Od napotkanego tubylca dowiedzieliśmy się, że lasach naszego obozowania są niedźwiedzie /b]