Ostry niestety przepowiadany deszcz uziemił nas skutecznie, na całe szczęście ze stacji nikt nas nie przepędzał mimo, że nasze sprzęty stały między dystrybutorami. Po jakiś 2 godzinach, mimo fatalnych prognoz deszcz troszkę odpuścił. Buking poinformował nas o najbliższych wolnych miejscach w hotelu oddalonym o ok. 7 km. Ruszyliśmy bardzo ostro, ale szybko ochłodziły nas ciemność i strugi deszczu wydobywające się spod kół samochodów. Oczywiście pierdzielona nawigacja jak zawsze w krytycznej chwili przestała działać. Jednak zaczepiony tubylec potwierdził, że dobrze jedziemy. Radość trwała małą chwilę, bo nagle, pewnie za sprawą naszych żon czuwających nad naszymi kasztanami, ponownie lunął straszny deszcz. One pewnie wiedziały o tym hotelu coś więcej i uchroniły nas przed ZŁYM. Po 1,5 km powrotnej drogi na stację zlało nas ostro. Moje Buse, które wcześniej na upale wytapiały mi pot i może trochę sadełka, zdały egzamin. Niestety Łukasz w wersji letniej popłynął cały i zaczął dostawać jakiś drgawek. Przy stacji był jakiś bar, więc szybko ruszyliśmy na coś ciepłego. Niestety było już po godz. 22 i nikogo już nie wpuszczano do środka. Jednak sukcesywnie wychodzący goście natychmiast chcieli nam udzielić pomocy. Wykonywali w tym celu telefony po hotelach. Niestety nic z tego. Jeden z gości zaproponował nam spanko w swoim domu. Niestety odmówiłem, głównie mając na względzie pewnie jeszcze wysoka siłę nabywczą siedzenia Łukasza. Goście poszli, deszcz leje jak na focie a my zaczynamy kombinować co dalej. Mój młody kolega rzucił hasło "rozbijamy namiot", starszak odciągał go od tego zamiaru podając los Indian rozbijających namioty na obcej ziemi. Kolejny jego pomysł dotyczył spanka w śpiworze na posadzce między stolikami. Tym razem pomogła matka natura zalewając wszystko przypływową wodą. Pozostało spanko na siedząco przy stolikach. Kolego skoczył do AWO po śpiworek. Rozsunął go i zawija się po indiańsku, rzucając hasło "w kasku będzie cieplej".. Po chwili odwija się i stwierdza 'w kasku za ciężko". ściąga kask i ponownie się zawija. Po jakichś 2-2,5 godzinach głębokiego snu budzą nas nowi przybysze. Czterech gości wali w naszą stronę, na całe szczęście z daleka pytają "to wasze motorki?' Chyba musieli opuścić jakiś lokal a jeszcze mieli mało więc popijają piwko i zasypują nas pytaniami. Łukasz po angielsku gada z takim szczupły rozbieganym biznesmenem, a ja po niemiecku z tłuściejszym kucharzem, którego na podstawie zdjęć przesłanych przez chorwacka policję, deportowano z USA.