Doganiam kolegów i zjeżdżamy na pobocze. https://goo.gl/maps/VmVmJuU8wHA6934G7
Problemem jest hamulec w tylnym kole. Podstawia go i obciera aż się przekładnia zagrzała. Krzysiek zaczyna poprawki a reszta podjada i uzupełnia płyny.
Stoję za Gutkiem i mimochodem zerknąłem na tylną oponę (szukam do swojego ryżowca takiej 70% asfalt i 30% teren) ale coś w niej na moje oko mało ciśnienia.
Nie ma czym sprawdzić ale kapcia jeszcze nie ma. Piotr zaskoczony. Sprawdziliśmy całą oponę i nie ma nic wbitego. Z maszynki też nie uchodzi.
To był drugi pamiętny moment, podczas naszej eskapady, kiedy dobre duchy lub jak kto woli opatrzność, objawiła swoją przychylność w stosunku do mojej osoby.
Ciśnienie uchodziło sobie powolutku. Jadąc na końcu naszego peletonu, już na etapie drogi szutrowej czułem, że motocykl jakby bardziej 'wozi' zadkiem.
Ale już się wprawiłem w tej formie jazdy i zwalajac to zjawisko na wilgotną nawierzchnię... jechałem szybciej.
W momencie, kiedy Krzysiek zasygnalizował awarię zwalniając, Łuks wyrwał do przodu.
Aby zatrzymać kolegów z przodu, dosyć gwałtownie musiałem przyśpieszyć i pogonić chwilę szybciej (tak .ze 110).
Awaria Krzyśka, dała okoliczność, że zauważyliśmy z trudem, na miękkim poboczu, że mój motocykl, jakoś nisko siedzi na oponie, która już zaczęła być odparzana od felgi.
Przejechałbym, jeszcze kilka - kilkanaście kilometrów i przy podobnym przyśpieszaniu, manewrach itp - wylądowałbym conajmniej w rowie z rozlecianą do szczętu oponą.
A tak, dzięki rowerówce Luksa dopompowaliśmy flaka i postanowiliśmy jechać do najblższego więkrzego miasta szukać, jakiegoś serwisu,
żeby zmienić dętkę, którą miałem, ze sobą.
Dopiero w Wiłkomierzu (Ukmergė) czyli po 50km trafiamy na stację paliw https://goo.gl/maps/d4kCn7vLr3Dow1wB7 jednak nie zastajemy na niej sprawnego kompresora.
Już mieliśmy odjeżdżać dalej kiedy pojawił się obok nas człowiek, który relacjonuje komuś przez telefon jakie dokładnie motocykle napotkał.
Zajechaliśmy na stację paliw, Okazało się, że nie jest tak, jak u nas - że jest kompresor.
Z młodą obsługą stacji, ciężko się było dogadać - nowe pokolenia nie znają już rosyjskiego - nie byli w stanie nawet wskazać jakiegoś pobliskiego serwisu
Była sobota po południu i okoliczności zaczęły wskazywać, że możemy być w czarnej d...e
Poszedłem w kierunku pobliskiego postoju taksówek i siedzących na ławkach taryfiarzy.
Po krótkiej rozmowie,otrzymałem od nich, jakieś enigmatyczne informację, że jadąc dalej w kirunku miasta jest serwis.
I wracajac od nich w kierunku motocykli, zauważyłem stojacego i telefonującego z przejęciem, koło naszych pojazdów wysokiego jegomościa,
który wysiadł, z przed chwilą tankującego samochodu.
Zapytał, czy może sfotografować? Odrazu podłapałem temat i powiedziałem, że szukamy serwisu lub chociaż garażu z kompresorem,
żeby "naprawit rjezinu,, znaczy się pneumatik". Czy zna takie miejsce?
Odpowiedział, że zna... u niego, że on nam pomoże!!
To był trzeci moment działania parasola opatrzności:
Taki zbieg okoliczności:
- zatrzymaliśmy się dokładnie na takiej stacji, gdzie tanował lokalny lider zespołu rokowego z lokalnego klubu motocyklowego,okoliczny potentat motocykli zabytkowych;
w dodatku szef tutjeszego zaplecza technicznego kolumny sanitarnej - poprstu strzał w 10.
- a ja wcześniej zastanawiałem się i marzyłem, żę: ciekawe, czy na Litwie są jacyś bajkerzy i to tacy, co mają brud za paznokciami?
- otrzymałem odpowiedź od przestrzeni - i to bardzo precyzyjną.
Jak to dobrze, że miałem awarię
Jakby nie moja odklejona łatka w dętce, to nie zatrzymalibyśmy się na tej akurat stacji paliw i nie poznalibyśmy Alfredasa
Alfredas okazał się bardzo komunikatywnym człowiekiem, jakby nie to, że byliśmy już nastawieni na powrót do Polski, bo czas gonił Luksa,
za namową tego sympatycznego Litwina - myślę, że zmitrężylibysmy jeszcze kilka dni.
Zaczął nam opowiadać, co można zobaczyć w bliższej i dalszej okolicy i jego kolekcja motocykli w domowych włościach ... już zaczeliśmy się lekko łamać.
Alfredas wielkie dzięki za pomoc!! - Jeśli kiedykolwiek przeczytasz te słowa.
W rewanżu dostał całą flaszkę "scoth Irisch " - wielkości 50ml, którą miałem ze sobą w tankbagu - na okoliczność, chyba właśnie tą.