Naprawa zatem to w zasadzie szybka wymiana przekładni z solowej na koszową.
Propozycja na nią wyszła samoistnie od "wadmeda" aby moto lepiej szło w górach.
Nie wziąłem jednak tej przekładni w pierwszym momencie. Przygotowania trwały i trwały.
Praca, dom , garaż, praca, dom, garaż...i tak w kółko.
Brakowało czasu na wszystko i nie miałem ochoty oraz kiedy na jej wymianę.
Dopiero po namowie Grześka zdecydowałem się ją wypożyczyć.
W innym przypadku Grzesiek miał zabrać drugi komplet koło talerzowe-wałek ale weź
to rób człowieku pośrodku nicości jeszcze na kamieniu.
Do jednej wioski daleko, do drugiej jeszcze dalej...ale pewnie by się go odholowało ;-)
W międzyczasie wymiany przekładni warzyła się zupa voltowo-arbuzowa.
Arbuz jak to arbuz, trochę wyżłopał ale sosik z niego palce lizać ;-)
Po zamontowaniu zdrowego organu nastąpiła sekcja zwłok.
Najpierw spuszczenie oleju i od razu zła wróżba.
Pokrzywiona miarka oleju więc nieźle rąbnęło! Urwany wieniec zębaty wałka ataku!
Na zlocie forumowym Awo po oględzinach zdjęć szanowne "konsylium lekarskie"
orzekło kilka przyczyn lub wszystkie razem:
- zmęczenie materiału (to najbardziej prawdopodobne)
- złe łożyska bo zwykłe (tylko) poprzeczne, nie dwukierunkowe poprzeczno-wzdłużne Q303
- błąd montażowy (mało możliwe bo przejechane bezproblemowo ok.2-2,5tys. km ale kto wie...)
- może coś jeszcze, trudna trasa ;-) ?
Nocleg wypadł więc tu
https://goo.gl/maps/cBMDKd3T5nH2